Wspomnienie Rejs Sylwestrowy 2007/2008 Czarnogóra - Chorwacja - Czarnogóra Rejs niekomercyjny - Załoga z ogłoszenia Jacht - Elan 384 Impreession - śliczny dzielny jacht!
Przy okazji przeprowadzki segregując rzeczy w ręce wpadł mi egzemplarz magazynu Jachting z 2008 r.
A w nim? ….mój artykuł o prawie zapomnianym już rejsie po Adriatyku na przełomie 2007/2008r. – „Zimą po Adriatyku żeglują tylko Polacy”.
Podróż samochodem
Do Kotoru (Czarnogóra), z którego rozpoczynaliśmy nasz rejs pojechaliśmy autem. Wybraliśmy drogę przez góry i w pewnym sensie „na przełaj” przez Słowację, Węgry, Chorwację, Bośnie i Hercegowinę oraz Czarnogórę. Krajobrazy były tego warte. Drogi – często serpentyny – prowadziły nas przez obrzymie, skaliste, pokryte śniegiem góry. Granicę między Bośnią i Hercegowiną a Czarnogórą przekraczaliśmy wąskim mostem z drewnianymi dechami, wiszącym nad przepaścią z płynącą w dole rzeką. To kanion Pivy.
Kotor
Pamiętam, że kiedy mieliśmy wypływać nad zatoką unosiła się mistyczna mgła. Z minuty na minutę była coraz węższa, tworząc pasek graniczny między górami, a ich lustrzanym odbiciem w wodzie. Niesamowite zjawisko. Miałam wrażenie, że pływam po jakimś górskim jeziorze. Dlatego Zatoka Kotorska nazywana jest adriatyckim fiordem. Płynąc mijaliśmy malownicze wyspy: Sveti Djordje i Gospa do Skrpjela. Czy ja przeniosłam się do jakiejś baśni? Wyspy sprawiały wrażenie unoszących się nad wodą. Dookoła ośnieżone szczyty gór, woda jak tafla lustra i odbijające się w niej otoczenie sprawiały, że czułam się jak zahipnotyzowana.
Dubrownik
Po dopłynięcu do Dubrownika w marinie było prawie pusto, nie licząc 4 jachtów, łącznie z naszym. Wszystkie jachty z polskimi załogami, o czym poinformowała nas obsługa kapitanatu. Uslyszałam wtedy: „Very brave polish people! We have only polish guest here now in winter „;-) No to teraz już wiesz, skąd pomysł na tytuł artykułu.
Z Dubrownika popłynęliśmy do Polace (wyspa Mljet). Tuż przed wejściem, już całkiem po ciemku o mały włos nie wpadliśmy na skały. Wejście wschodnie do zatoki Polace znajduje się pomiędzy skalistymi wysepkami, ale prawdziwe zagrożenie stwarzał wąski skalisty jęzor wrzynający się dość głęboko w tor wodny. Jachtowy charplotter go nie wyświetlał. Uratował nas szperacz i zabezpieczenie w postaci dodatkowych starych czarno-białych map na laptopie, gdzie te skały były zaznaczone.
Korczula
Kolejny cel – Korczula. Cieszyłam się na tą wyspę, znałam ją z wcześniejszych wpraw. Ale Korczula zimą była nie do poznania. Byliśmy jedynymi gośćmi w marinie. A miasto wyglądało na wymarłe. Sklepy czy restauracje były nieczynne. Gdzie niegdzie plątały się tylko dzikie koty, licząc że coś od nas wysępią.
Ech, kim byłbym, gdyby nie wspomnienia?
Żeglowanie zimą i w dodatku w tak ekscytującym regionie było niesamowitym przeżyciem.
Załoga – zupełnie obcy sobie ludzie (poznaliśmy się na tym rejsie) wspólnie wyznaczyła trasę rejsu i odpłynęła w ziomowy rejs…
I nie był to ostatni wspólny rejs 🙂 Zawiązała się przyjaźń. Tak, przyjaźń, bo morze – a właściwie natura – łączy ludzi w szczególny sposób… często na zawsze.
I nie był to ostatni wspólny rejs 🙂 Zawiązała się przyjaźń. Tak, przyjaźń, bo morze – a właściwie natura – łączy ludzi w szczególny sposób… często na zawsze.
Chyba najwyższy czas, żeby wrócić w to miejsce. Jachty pewnie już inne, ale czekają jak widać powyżej.
Leave a reply