Od pewnego czasu pielęgnuję „nicnierobienie”. To czas, w którym nie wykonuję żadnej aktywności, a czerpię z niego radość. Czas, w którym to ja słucham tego, co mam sobie do powiedzenia, a nie tego co mają do powiedzenia inni – czas na ciszę, spokój i bezruch.
Czy mam z tego powodu wyrzuty sumienia! O nie! Liczy się efekt – utrzymanie zdrowia psychicznego, co w dzisiejszych czasach jest nie lada wyzwaniem.
Odcinam się od bodźców, które codziennie wysyła świat zewnętrzny – od rozmów i spotkań, reklam, ofert mających sprawić, że będę szczęśliwa (a w sumie, to dlaczego ktoś zakłada – wkłada mi do głowy, że nie jestem?), od niezliczonych propozycji samorozwoju, warsztatów, webinariów itd. A to wszystko po to, by nawiązać prawdziwy kontakt z sobą.
Posłuchać własnych myśli, nie odrzucać ich i nie wypierać poprzez stawianie przed sobą nowych wyzwań.
I właśnie w celu nicnierobienia wyczarterowałam houseboat na Mazurach
Kraina Wielkich Jezior Mazurskich wzbudza piękne emocje. Jeziora różnej wielkości , połączone kanałami i przesmykami. Raj dla żeglarzy!
Nie poczułam , żeby były „zapchane”. Pewnie dlatego, że przemierzałam je tylko od strony wody. Jeśli będziesz unikać miejsc typu „Wieża Eiffla” to zawsze znajdziesz miejsce, w którym będziesz tylko dla siebie.
Byłam sama ze sobą z dala od lądu otoczona naturą i jej dźwiękami.
Osobiście jestem fanką jachtów żaglowych, ale świadomie wybrałam na tę wyprawę łódź motorową.
Nudy na pudy, pójście na łatwiznę? Ani jedno ani drugie! Wszystko zależy od tego, czego potrzebujesz w danym momencie.
Może samo pływanie houseboat’em nie daje tej przyjemności co jachtem żaglowym. Ale łódź motorowa bardziej sprzyjała realizacji mojego celu – „nicnierobienia”.
Jacht motorowy zapewnił mi odpowiedni komfort – znacznie więcej miejsca niż na jachcie żaglowym, brak konieczności stawiania żagli, czy też składania masztu przepływając pod mostami no i oczywiście możliwość przemieszczania się w wybranym kierunku bez zwracania uwagi na wiatr i czas.
Korzystałam z tarasu na dachu łodzi (sundeck), na której dodatkowo miałam sterówkę. Pełny relaks!
Karaibskim zwyczajem wyszukiwałam zatoczkę lub dogodne miejsce przy szuwarach i zostawałam tam na noc, a czasem nawet na dwa nawet trzy dni.
Stanie jachtem na kotwicy nie jest w zwyczaju wśród mazurskich żeglarzy. Większość z nich kryje się na noc w szuwarach przy brzegu lub szuka kei.
Korzystałam z tarasu na dachu łodzi (sundeck), na której dodatkowo miałam sterówkę. Pełny relaks!
Karaibskim zwyczajem wyszukiwałam zatoczkę lub dogodne miejsce przy szuwarach i zostawałam tam na noc, a czasem nawet na dwa nawet trzy dni.
Stanie jachtem na kotwicy nie jest w zwyczaju wśród mazurskich żeglarzy. Większość z nich kryje się na noc w szuwarach przy brzegu lub szuka kei.
Lubię życie na jachcie. Potrafiłabym na nim zamieszkać:
Daje mi to poczucie wolności i uświadamia, co jest w życiu ważne.
Ograniczona przestrzeń nie pozwala na kolekcjonowanie rzeczy materialnych. Bo i tak nie zabiorę ich przecież w podróż. Coraz bardziej dostrzegam , że to nie rzeczy nas wiążą z lądem, ale nasze przywiązanie do nich.
Daje mi to poczucie wolności i uświadamia, co jest w życiu ważne.
Ograniczona przestrzeń nie pozwala na kolekcjonowanie rzeczy materialnych. Bo i tak nie zabiorę ich przecież w podróż. Coraz bardziej dostrzegam , że to nie rzeczy nas wiążą z lądem, ale nasze przywiązanie do nich.
Myślę, że udało mi się połączyć dwa pragnienia: „nicnierobienia” i spędzenia czasu na łodzi i wodzie.
Napisałam ten tekst, żeby Cię zainspirować i podzielić się moim szczęściem. A to dlatego, że nie wystarczy mi, bym tylko ja była szczęśliwa – trzeba jeszcze, by szczęśliwi byli inni, na przykład Ty!
Napisałam ten tekst, żeby Cię zainspirować i podzielić się moim szczęściem. A to dlatego, że nie wystarczy mi, bym tylko ja była szczęśliwa – trzeba jeszcze, by szczęśliwi byli inni, na przykład Ty!
A może Ty masz inną metodę, inne miejsca, w których odnajdujesz ciszę, spokój i bezruch, by nawiązać ten prawdziwy kontakt sobą?
2 komentarze
Ja mysle, ze masz racje – z tym, co napisalas nie da sie dyskutkowac. Najtrudniejsze jest wybicie sie z tych kolein, po ktorych lecimy. Wlasciwie od wykolejenia chyba wszystko sie zaczyna. Ustawianie swiata po swojemu i definiowanie swojego miejsca jest mega trudne. Ale do ogarniecia. Super ze poruszylas temat (umownego) nicnierobienia bo jak Ty mowisz ze sie da to znaczy ze sie da. A napisalam umownego bo myslenie to jednak jest robienie, a najlepiej dziala jako proces w stanie bezczynnosci ciala. Sprobuje na wakacjach to uskutecznic.
Dziekuje 🧡
Dziękuję za zaufanie. Tak, czasami warto zjechać na tor boczny … A czy umowne nicnierobienie najlepiej działa jako proces w stanie bezczynności ciała to nie wiem. Jeśli ma zadziałać u Ciebie to super! U mnie jest to bardziej bezczynność świadomości, bo ciało jednak poruszałam np. wskakując prosto z jachtu do wody i pływając a właściwie otulając się nią. Zostawiłam w bezczynności pracę mojego rozumu a wyciągnęłam na wierzch to co w podświadomości i z tym się rozprawiałam 🙂