Przez Atlantyk na Karaiby: Rejs Gibraltar – Madera
Kiedy w 2006 roku pierwszy raz w życiu popłynęłam w rejs jachtem żaglowym nie przypuszczałam, że stanie się to moim art of living. Dokładnie pamiętam ten moment: leżałam na dziobie małego jachtu, patrzyłam w górę na żagle na tle niebieskiego chorwackiego nieba i wsłuchiwałam się w dźwięk szemrzącej o burty wody.
Ale luksus – powiedziałam na głos i tak zaczęła się moja przygoda z jachtami i morzem!
Ale luksus – powiedziałam na głos i tak zaczęła się moja przygoda z jachtami i morzem!
Przez kolejne lata każdą wolną chwilę spędzałam żeglując. Zaczęłam od razu od morza i tam mnie zawsze ciągnęło. Zbierałam doświadczenie załapując się do pomocy przy przeprowadzaniu jachtów czy organizując rejsy i pływając ze znajomymi.
Na początku października 2012 po kilku miesiącach przygotowań nadszedł czas na „rejs życia”. Celem wyprawy były Karaiby, a dokładnie Małe Antyle – łańcuch wysp łączący obie Ameryki – Północną i Południową. Wystartowaliśmy z Hiszpanii, niedaleko Walencji.
Na początku października 2012 po kilku miesiącach przygotowań nadszedł czas na „rejs życia”. Celem wyprawy były Karaiby, a dokładnie Małe Antyle – łańcuch wysp łączący obie Ameryki – Północną i Południową. Wystartowaliśmy z Hiszpanii, niedaleko Walencji.
Pierwszy przystanek: Gibraltar
Cała podekscytowana wypatrywałam Skały Gibraltarskiej, jednego z tzw. Słupów Herkulesa (drugi Słup to góra znajdująca się po drugiej stronie Cieśniny Gibraltarskiej w Maroku). Gibraltar był ostatnim przystankiem na Morzu Śródziemnym.
Potem już tylko ocean.
Potem już tylko ocean.
Po zawinięciu do portu chciałam jak najszybciej wspiąć się na słynną Skałę i ujrzeć bezkres oceanu.
Pamiętam, że cieszyłam się jak dziecko kiedy już dotarłam na górę zobaczyłam jak mało miejsca zajmuję w świecie. W oddali widziałam jeszcze Afrykę a poza tym dookoła tylko wielka woda. Ten widok wywołał chwilowe ciarki na moim ciele. Ale im dłużej wpatrywałam się błękit oceanu, tym większy odczuwałam spokój i … respekt.
Pamiętam, że cieszyłam się jak dziecko kiedy już dotarłam na górę zobaczyłam jak mało miejsca zajmuję w świecie. W oddali widziałam jeszcze Afrykę a poza tym dookoła tylko wielka woda. Ten widok wywołał chwilowe ciarki na moim ciele. Ale im dłużej wpatrywałam się błękit oceanu, tym większy odczuwałam spokój i … respekt.
Mogłabym jeszcze długo stać na szczycie Skały i wpatrywać się w otaczający mnie krajobraz, gdyby nie małpy, które za wszelką cenę zabiegały o moją uwagę.
Magoty gibraltarskie – bo tak się nazywają – zamieszkują górne partie Skały i są jedną z głównych atrakcji Gibraltaru. Uprzedzam, że choć wyglądają pociesznie to są dzikimi zwierzętami i powinno się zachować przy nich szczególną ostrożność. Potrafią atakować, a nawet ugryźć.
Skaczą na plecy, wyrywają siatki z ręki czy rzeczy z plecaków. Czują się na Skale jak u siebie i nie można im tego wziąć za złe.
Magoty gibraltarskie – bo tak się nazywają – zamieszkują górne partie Skały i są jedną z głównych atrakcji Gibraltaru. Uprzedzam, że choć wyglądają pociesznie to są dzikimi zwierzętami i powinno się zachować przy nich szczególną ostrożność. Potrafią atakować, a nawet ugryźć.
Skaczą na plecy, wyrywają siatki z ręki czy rzeczy z plecaków. Czują się na Skale jak u siebie i nie można im tego wziąć za złe.
Gibraltar – ten mały skrawek lądu (jedyne 6,55 km2 powierzchni) jest zamorskim terytorium Wielkiej Brytanii i ma bardzo ciekawą historię.
Jeśli odwiedzisz kiedyś to miejsce to zachęcam do zwiedzenia podziemnych tuneli wydrążonych wewnątrz góry nazywanymi Tunelami Wielkiego Oblężenia (Great Siege Tunnels) oraz Tuneli z okresu II Wojny Światowej (World War II Tunnels). Jestem pewna, że przybliżą Ci historię tego strategicznie ważnego dla Wielkiej Brytanii miejsca.
Jeśli odwiedzisz kiedyś to miejsce to zachęcam do zwiedzenia podziemnych tuneli wydrążonych wewnątrz góry nazywanymi Tunelami Wielkiego Oblężenia (Great Siege Tunnels) oraz Tuneli z okresu II Wojny Światowej (World War II Tunnels). Jestem pewna, że przybliżą Ci historię tego strategicznie ważnego dla Wielkiej Brytanii miejsca.
Kończąc opowieść muszę jeszcze chociaż krótko nawiązać do lotniska na Gibraltarze. Brytyjska armia zbudowała je w momencie zbliżającej się wojny w 1939 r. I to właśnie na tym lotnisku doszło do katastrofy samolotu, na pokładzie którego znajdował się Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, generał Władysław Sikorski w 1943r.
Nie obyło się też w kolejnych latach bez kwestii spornych między Wielką Brytanią a Hiszpanią. Pas startowy przecina jedyną drogę łącząca Gibraltar ze stałym lądem, – Hiszpanią i jest jednocześnie granicą państwa. Za każdym razem, kiedy ląduje samolot zamykany jest szlaban – podobnie jak na przejściu kolejowym – i samochody oraz piesi muszą cierpliwie czekać na jego otwarcie.
Nie obyło się też w kolejnych latach bez kwestii spornych między Wielką Brytanią a Hiszpanią. Pas startowy przecina jedyną drogę łącząca Gibraltar ze stałym lądem, – Hiszpanią i jest jednocześnie granicą państwa. Za każdym razem, kiedy ląduje samolot zamykany jest szlaban – podobnie jak na przejściu kolejowym – i samochody oraz piesi muszą cierpliwie czekać na jego otwarcie.
Kurs na Maderę
Pożegnaliśmy Gibraltar klasycznym brytyjskim lunchem – fish & chips i późnym popołudniem ruszyliśmy na podbój Madery. Manewrowanie między statkami stojącymi na redzie czy też wpływającymi czy wypływającymi z Cieśniny Gibraltarskiej było ciekawą atrakcją.
W końcu znalazłam się na ocenie. Stały ląd i wszystko, co z nim związane zostawiłam za sobą. Z każdą chwilą ląd oddalał się , aż w końcu zniknął. Nadszedł czas na nową podróż dosłownie i w przenośni – nową podróż życia.
W końcu znalazłam się na ocenie. Stały ląd i wszystko, co z nim związane zostawiłam za sobą. Z każdą chwilą ląd oddalał się , aż w końcu zniknął. Nadszedł czas na nową podróż dosłownie i w przenośni – nową podróż życia.
Zostawiamy Giblarat za sobą i obieramy kurs na Maderę! Pogoda pogarszała się z godziny na godzinę. Silny wiatr i przechodzące ulewne deszcze nie dawały nam odpocząć.
Podczas rejsu na Maderę musieliśmy kilka razy refować żagle (zmniejszać ich powierzchnię) i niestety nie obyło się bez uszkodzeń żagli i lin.
Podczas rejsu na Maderę musieliśmy kilka razy refować żagle (zmniejszać ich powierzchnię) i niestety nie obyło się bez uszkodzeń żagli i lin.
Madera
Madera również przywitała nas deszczem i nic nie zapowiadało przejaśnień. Stanęliśmy na kotwicy przed mariną, w której nie było wolnych miejsc w największym mieście i zarazem stolicy Madery – Funchal.
Byłam przygotowana na to, że pogoda może być różna, ale nie byłam przygotowana na to, co wydarzyło się w kolejnych dniach.
Byłam przygotowana na to, że pogoda może być różna, ale nie byłam przygotowana na to, co wydarzyło się w kolejnych dniach.
Mimo złej pogody ruszyliśmy na podbój tej górzystej wulkanicznej wyspy. Wynajętym samochodem krętymi serpentynami pięliśmy się w górę zwiedzając małe wioski i miasteczka. Im wyżej tym gęstsza mgła i wilgoć. Drogami przelewała się woda, a przylepione do gór domy wyglądały, jakby miały zaraz zsunąć się ze zboczy.
Madera, nazywana wyspą kwiatów i wiecznej wiosny zamieniła się w jedno wielkie błotne gruzowisko. Spływające z gór lawiny błota i śmieci lądowały w oceanie.
Nam udało się chociaż trochę poczuć klimat wyspy, dzięki wizycie w ogrodzie botanicznym
(Jardim Botânico da Madeira).
Nam udało się chociaż trochę poczuć klimat wyspy, dzięki wizycie w ogrodzie botanicznym
(Jardim Botânico da Madeira).
Znaleźliśmy też chwilkę na zwiedzanie. Najstarsza uliczka stolicy Madery Rua de Santa Maria wytyczona została w 1430 roku.
Spacerując czułam się jakbym zwiedzała wystawę poświęconą sztuce malowania obrazów na drzwiach. To dzięki projektowi „Arte de Portas Abertas” (Sztuka Otwartych Drzwi), którego założeniem było właśnie pomalowanie przez lokalnych artystów ok. 200 drzwi – wejść do domów, restauracji, magazynów itd. Dzięki współpracy lokalnych artystów i władz miasta ulica będąca jeszcze nie tak dawno jedną z najbardziej niebezpiecznych w mieście, stała się centrum kulturalnym stolicy.
To był idealny pomysł na rewitalizację tego miejsca.
Spacerując czułam się jakbym zwiedzała wystawę poświęconą sztuce malowania obrazów na drzwiach. To dzięki projektowi „Arte de Portas Abertas” (Sztuka Otwartych Drzwi), którego założeniem było właśnie pomalowanie przez lokalnych artystów ok. 200 drzwi – wejść do domów, restauracji, magazynów itd. Dzięki współpracy lokalnych artystów i władz miasta ulica będąca jeszcze nie tak dawno jedną z najbardziej niebezpiecznych w mieście, stała się centrum kulturalnym stolicy.
To był idealny pomysł na rewitalizację tego miejsca.
Nie obyło się oczywiście bez skosztowania tradycyjnych potraw z Madery. Maderyjska kuchnia zaspokoi zarówno wielbicieli ryb i owoców morza jak i mięsożerców. Nie przepadam za owocami morza, ale uwielbiam ryby morskie. Na Maderze spróbowałam dania o nazwie Espada, będącego specjalnością tutejszej kuchni. Espada nazywana też „atlantyckim potworem” to ryba drapieżnik zamieszkujący wody wokół Madery, Azorów a także Japonii.
Podawana jest najczęściej z grilla lub smażona z pieczonymi bananami (espada con banana) polanymi sosem z z marakui oraz z dodatkiem sałatki, surówki, soczewicy lub smażonymi kostkami polenty (milhofrito). Na samo wspomnienie ślinka mi leci.
Podawana jest najczęściej z grilla lub smażona z pieczonymi bananami (espada con banana) polanymi sosem z z marakui oraz z dodatkiem sałatki, surówki, soczewicy lub smażonymi kostkami polenty (milhofrito). Na samo wspomnienie ślinka mi leci.
Dinghy przepadło
Po powrocie na katamaran jeszcze na schodkach usłyszałam, że kuchenka na jachcie nie działa. Pogoda była sztormowa, a fale mimo iż staliśmy na kotwicy w zatoce dość mocne. Powinnam sprawdzić sama okienka przed wyjściem na ląd. Bo to właśnie niezamknięte okienko w kuchni było powodem zalania kuchenki. Nie wspominałam wcześniej o tym, ale na jachcie mieliśmy kuchenkę elektryczną zasilaną z generatora. To rzadkość, zwykle kuchenki są gazowe.
Najpierw żagle i liny teraz kuchenka … Zaczęłam zastanawiać, się gdzie po drodze – na której wyspie będę mogła wymienić kuchenkę, kupić linii i naprawić żagle. A miało być tak pięknie 🙂
Najpierw żagle i liny teraz kuchenka … Zaczęłam zastanawiać, się gdzie po drodze – na której wyspie będę mogła wymienić kuchenkę, kupić linii i naprawić żagle. A miało być tak pięknie 🙂
Do listy dołączył jeszcze ponton zwany po angielsku dinghy.
Ponton na jachcie to jak samochód w garażu – zapewnia komunikację pomiędzy domem – jachtem, a miastem – lądem.
W ostatni wieczór Staszek został na lądzie. Rozłożył się roboczo w kawiarni w marinie wykorzystując dobre łącze internetowe. Reszta załogi przygotowywała posiłek na jachcie. Kiedy nadszedł czas, by popłynąć po kapitana i resztę załogi nie wierzyłam własnym oczom. Dinghy zniknęło! Staszek wkurzony wskoczył do błotnistego oceanu i dopłynął do nas wpław. Zapadła noc. Księżyc skrył się za czarnymi chmurami, a fale w zatoce po kilkudniowym silnym wietrze były coraz większe. Czując wspólną odpowiedzialność za stratę pontonu wypłynęliśmy w morze próbując odnaleźć ponton. W sztormowej pogodzie szukaliśmy dinghy całą noc. Nadaremnie.
Ponton na jachcie to jak samochód w garażu – zapewnia komunikację pomiędzy domem – jachtem, a miastem – lądem.
W ostatni wieczór Staszek został na lądzie. Rozłożył się roboczo w kawiarni w marinie wykorzystując dobre łącze internetowe. Reszta załogi przygotowywała posiłek na jachcie. Kiedy nadszedł czas, by popłynąć po kapitana i resztę załogi nie wierzyłam własnym oczom. Dinghy zniknęło! Staszek wkurzony wskoczył do błotnistego oceanu i dopłynął do nas wpław. Zapadła noc. Księżyc skrył się za czarnymi chmurami, a fale w zatoce po kilkudniowym silnym wietrze były coraz większe. Czując wspólną odpowiedzialność za stratę pontonu wypłynęliśmy w morze próbując odnaleźć ponton. W sztormowej pogodzie szukaliśmy dinghy całą noc. Nadaremnie.
Cóż, nie da się przewidzieć i uniknąć wszystkich możliwych 'zrządzeń losu’ rozmyślając o nich wcześniej długimi godzinami. A po każdej burzy w końcu wychodzi słońce, prawda?
<br>
3 komentarze
Agnieszko, Twój Art of Living jest wciągający. Po skończeniu czytania i oglądania zdjęć ocknęłam się w Krk przy swoim biurku a było tak cudnie na tym Twoim morzu. Morze w ogóle zabiera co złe oddaje co dobre i spokojne. Madera w planach na mojej liście miejsc do zobaczenia – tylko mnie w tym utwierdziłaś. Pisz. Pięknie przeplatasz emocje, przygody, historię i opisy krajobrazów. Ja też dzięki Tobie „odpłynęłam”. DZIĘKUJĘ <3
Dziękuję Anno! Dziękuję za tą motywację do pisania. To ważne dla mnie.
A jak będziesz już gotowa do podróży na Maderę to daj znać. Chętnie pogadam przed, jeśli miałabyś jakieś pytania, ale jestem też bardzo ciekawa Twoich wrażeń po! Ściskam 🙂
Agusiu, bardzo ładnie, no i dinghy szkoda…