Jesteśmy z Bali Mahali! Odpowiedział Mariusz, kiedy wskakiwaliśmy do dinghy – gumowego pontonu z małym silniczkiem, a przypadkowa osoba na pomoście zapytała skąd jesteśmy.
Ta scena jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że dom to uczucie, a nie miejsce. Jestem wdzięczna, że mimo niesprzyjających warunków podjęliśmy decyzję i popłynęliśmy w rejs po Karaibach na jachcie o tytułowej nazwie Bali Mahali.
To nie będzie klasyczny artykuł opisujący wyspy i nasze przygody na jachcie. Tym razem podzielę się mądrością, którą otrzymałam po odbyciu tej podróży:
Nie ma co czekać na lepsze czasy, bo nikt nie da nam gwarancji, że takie nadejdą.
Na ten rejs czekaliśmy 3 lata. Zaplanowaliśmy go w 2019r i mieliśmy dopięte wszystko na ostatni guzik: pełny skład załogi, opłacony czarter , kupione bilety lotnicze, opracowaną trasę. Ale podobno życie jest tym, co się wydarza, kiedy Ty jesteś zajęty robieniem innych planów. Tak życie wycięło nam numer. Świat ogarnęła pandemia , a lock down nie pozwalał na ruszanie się poza własne cztery ściany, a co dopiero na lot na drugi koniec świata.
Zamiast wymarzonych wakacji na jachcie w 2020r. otrzymaliśmy vouchery z możliwością ich realizacji w ograniczonym czasowo terminie.
I tak moglibyśmy czekać na bardziej odpowiedni moment do dziś, albo jeszcze dłużej, gdyby nie nasza determinacja.
Wiem, czas i cierpliwość to najpotężniejsi wojownicy, jak pisał Tołstoj, ale wszystko ma swoje granice. Postanowiliśmy nie czekać na właściwą okazję, tylko ją sobie stworzyć tu i teraz.
We wrześniu 2021 r. zaczęliśmy ponownie organizować wyprawę na Karaiby.
Okoliczności nadal nie były sprzyjające. Zewsząd docierały ostrzeżenia o nadejściu kolejnej fali koronawirusa.
Podczas gdy inni wstrzymywali swoje wyjazdy, ostrzegali, że jest zbyt niebezpiecznie, że to ryzykowne, my zebraliśmy fajną grupę ludzi i zarezerwowaliśmy termin rejsu na styczeń 2022.
Do rejsu mieliśmy jeszcze ponad cztery miesiące i bardzo liczyliśmy na to, że sytuacja się uspokoi. Tymczasem z Gwadelupy – skąd czarterowaliśmy jacht – docierały do nas niepokojące informacje o protestach i zamieszkach związanych ze zwiększeniem obostrzeń cowidowych. Lokalna ludność zaczęła wychodzić na ulice i protestować przeciwko rozporządzeniom rządowym. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. Demonstrujący palili auta, blokowali ulice. Zaczęły się też zamieszki rabowanie sklepów i napady na posterunki policji.
W internecie czytaliśmy o masowych rezygnacjach z wakacji na Gwadelupie. Hotelarze załamywali ręce, a linie lotnicze informowały nas o kolejnych zmianach miejsca i godziny lotu.
No prawie. Przed wylotem oprócz okazania paszportu cowidowego z minimum dwoma szczepieniami musieliśmy zrobić jeszcze test antygenowy. Dotarło do nas to, że jesteśmy tuż przed osiągnięciem naszego celu, i że mimo szczepień pozytywny wynik testu może zburzyć nasze marzenie o zostawianiu za sobą lądu i wszystkiego co się na nim działo.
Test robiliśmy w hotelu przy lotnisku i czekając na wyniki w barze przy lampce wina zupełnie zapomnieliśmy o tym, że po 20 min. mieliśmy stawić się po odbiór wyniku.
Nagle w holu pojawił się pan w białym fartuchu. Szybkim krokiem podążał w naszym kierunku. Usłyszałam tylko: A tutaj jesteście. Szukałem Was. Wymachując karteczkami nam przed nosem wykrzyczał radośnie – Lecicie!!!
Po dotarciu na Karaiby dowiedzieliśmy się, że nasz plan płynięcia z Gwadelupy na Dominikę nie jest taki prosty do realizacji. Dominika to osobna wyspa i osobny kraj. Aby móc płynąć na wyspę musielibyśmy wypełnić mnóstwo formularzy i wysłać je wcześniej do odpowiedniego urzędu na Dominice. Poza tym obie wyspy wymagały zrobienia przez nas kolejnych testów: testu PCR przed wypłynięciem z Gwadelupy oraz testu antygenowego po dopłynięciu antygenowego na Dominikę. Z tym, że na wynik testu PCR musielibyśmy czekać na jachcie nawet do dwóch dni. Czas i koszty …
Zrobiliśmy głosowanie – 5 osób było przeciwko , trzy za podjęciem ryzyka. Ale gdyby tylko jedna osoba z naszej ośmioosobowej grupy otrzymała wynik pozytywny, wtedy musielibyśmy wszyscy odbyć kwarantannę na jachcie bez możliwości wypłynięcia z portu.
Gwadelupa to kraj położony na kilku większych i kilku mniejszych wyspach min.: Marie-Galante, La Désirade, Les Saintes i Petite Terre.
Wyspy różnią się od siebie i oferują wiele atrakcji dzięki temu nie opuszczając zamorskiej Francji mogliśmy poznać uroki Karaibów.
Pandemia dawała nam się jeszcze nie raz we znaki podczas tego rejsu. Szczególnie wtedy, kiedy schodziliśmy na ląd.
Ale to nie miało większego znaczenia. Bo życie na jachcie daje Ci poczucie wolności i niezależności. To uczucie, kiedy wsiadasz na pokład, oddajesz cumy i odpływasz, a wszystkie troski i zmartwienia tego lądu zostawiasz za sobą.
Jeszcze „wczoraj” walczyliśmy o to, by wyjechać. „Dzisiaj” byliśmy na Karaibach. I jeszcze nie wiedzieliśmy, że nasze „jutro” to po pandemii czas kolejnej tragedii. Po powrocie z pięknych beztroskich wakacji najpierw dowiedziałam się, że o chorobie bliskiej mi bardzo osoby, a chwilę potem wybuchła wojna na Ukrainie.
I nie nadeszły lepsze czasy…
Jedno jest jednak pewne – miałam swoje „dzisiaj” i nikt mi tego nie zabierze – tych pięknych wspomnień i doznań. To był czas dla mnie, a ja go wykorzystałam, żeby zadbać o siebie. Nie czekałam na okazję, sama ją sobie stworzyłam!
I tego samego życzę też Tobie. Nie czekaj na lepsze czasy – żyj!
Chcesz spełnić swoje marzenie, spełniaj! Chcesz wybudować dom, buduj! Chcesz zmienić pracę, zrób to! Nie czekaj na odpowiedni moment, to jest ten moment.
Życie nie będzie na Ciebie czekać, a czas wcale się nie spieszy.
Ta scena jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że dom to uczucie, a nie miejsce. Jestem wdzięczna, że mimo niesprzyjających warunków podjęliśmy decyzję i popłynęliśmy w rejs po Karaibach na jachcie o tytułowej nazwie Bali Mahali.
To nie będzie klasyczny artykuł opisujący wyspy i nasze przygody na jachcie. Tym razem podzielę się mądrością, którą otrzymałam po odbyciu tej podróży:
Nie ma co czekać na lepsze czasy, bo nikt nie da nam gwarancji, że takie nadejdą.
Czas i cierpliwość
Na ten rejs czekaliśmy 3 lata. Zaplanowaliśmy go w 2019r i mieliśmy dopięte wszystko na ostatni guzik: pełny skład załogi, opłacony czarter , kupione bilety lotnicze, opracowaną trasę. Ale podobno życie jest tym, co się wydarza, kiedy Ty jesteś zajęty robieniem innych planów. Tak życie wycięło nam numer. Świat ogarnęła pandemia , a lock down nie pozwalał na ruszanie się poza własne cztery ściany, a co dopiero na lot na drugi koniec świata.
Zamiast wymarzonych wakacji na jachcie w 2020r. otrzymaliśmy vouchery z możliwością ich realizacji w ograniczonym czasowo terminie.
I tak moglibyśmy czekać na bardziej odpowiedni moment do dziś, albo jeszcze dłużej, gdyby nie nasza determinacja.
Wiem, czas i cierpliwość to najpotężniejsi wojownicy, jak pisał Tołstoj, ale wszystko ma swoje granice. Postanowiliśmy nie czekać na właściwą okazję, tylko ją sobie stworzyć tu i teraz.
We wrześniu 2021 r. zaczęliśmy ponownie organizować wyprawę na Karaiby.
Okoliczności nadal nie były sprzyjające. Zewsząd docierały ostrzeżenia o nadejściu kolejnej fali koronawirusa.
Podczas gdy inni wstrzymywali swoje wyjazdy, ostrzegali, że jest zbyt niebezpiecznie, że to ryzykowne, my zebraliśmy fajną grupę ludzi i zarezerwowaliśmy termin rejsu na styczeń 2022.
Do rejsu mieliśmy jeszcze ponad cztery miesiące i bardzo liczyliśmy na to, że sytuacja się uspokoi. Tymczasem z Gwadelupy – skąd czarterowaliśmy jacht – docierały do nas niepokojące informacje o protestach i zamieszkach związanych ze zwiększeniem obostrzeń cowidowych. Lokalna ludność zaczęła wychodzić na ulice i protestować przeciwko rozporządzeniom rządowym. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. Demonstrujący palili auta, blokowali ulice. Zaczęły się też zamieszki rabowanie sklepów i napady na posterunki policji.
W internecie czytaliśmy o masowych rezygnacjach z wakacji na Gwadelupie. Hotelarze załamywali ręce, a linie lotnicze informowały nas o kolejnych zmianach miejsca i godziny lotu.
Uff! Lecimy!
No prawie. Przed wylotem oprócz okazania paszportu cowidowego z minimum dwoma szczepieniami musieliśmy zrobić jeszcze test antygenowy. Dotarło do nas to, że jesteśmy tuż przed osiągnięciem naszego celu, i że mimo szczepień pozytywny wynik testu może zburzyć nasze marzenie o zostawianiu za sobą lądu i wszystkiego co się na nim działo.
Test robiliśmy w hotelu przy lotnisku i czekając na wyniki w barze przy lampce wina zupełnie zapomnieliśmy o tym, że po 20 min. mieliśmy stawić się po odbiór wyniku.
Nagle w holu pojawił się pan w białym fartuchu. Szybkim krokiem podążał w naszym kierunku. Usłyszałam tylko: A tutaj jesteście. Szukałem Was. Wymachując karteczkami nam przed nosem wykrzyczał radośnie – Lecicie!!!
Zmiana planu!
Po dotarciu na Karaiby dowiedzieliśmy się, że nasz plan płynięcia z Gwadelupy na Dominikę nie jest taki prosty do realizacji. Dominika to osobna wyspa i osobny kraj. Aby móc płynąć na wyspę musielibyśmy wypełnić mnóstwo formularzy i wysłać je wcześniej do odpowiedniego urzędu na Dominice. Poza tym obie wyspy wymagały zrobienia przez nas kolejnych testów: testu PCR przed wypłynięciem z Gwadelupy oraz testu antygenowego po dopłynięciu antygenowego na Dominikę. Z tym, że na wynik testu PCR musielibyśmy czekać na jachcie nawet do dwóch dni. Czas i koszty …
Zrobiliśmy głosowanie – 5 osób było przeciwko , trzy za podjęciem ryzyka. Ale gdyby tylko jedna osoba z naszej ośmioosobowej grupy otrzymała wynik pozytywny, wtedy musielibyśmy wszyscy odbyć kwarantannę na jachcie bez możliwości wypłynięcia z portu.
Szczęście w nieszczęściu
Gwadelupa to kraj położony na kilku większych i kilku mniejszych wyspach min.: Marie-Galante, La Désirade, Les Saintes i Petite Terre.
Wyspy różnią się od siebie i oferują wiele atrakcji dzięki temu nie opuszczając zamorskiej Francji mogliśmy poznać uroki Karaibów.
Pandemia dawała nam się jeszcze nie raz we znaki podczas tego rejsu. Szczególnie wtedy, kiedy schodziliśmy na ląd.
Ale to nie miało większego znaczenia. Bo życie na jachcie daje Ci poczucie wolności i niezależności. To uczucie, kiedy wsiadasz na pokład, oddajesz cumy i odpływasz, a wszystkie troski i zmartwienia tego lądu zostawiasz za sobą.
Życie to trzy dni: wczoraj, dziś i jutro
Jeszcze „wczoraj” walczyliśmy o to, by wyjechać. „Dzisiaj” byliśmy na Karaibach. I jeszcze nie wiedzieliśmy, że nasze „jutro” to po pandemii czas kolejnej tragedii. Po powrocie z pięknych beztroskich wakacji najpierw dowiedziałam się, że o chorobie bliskiej mi bardzo osoby, a chwilę potem wybuchła wojna na Ukrainie.
I nie nadeszły lepsze czasy…
Jedno jest jednak pewne – miałam swoje „dzisiaj” i nikt mi tego nie zabierze – tych pięknych wspomnień i doznań. To był czas dla mnie, a ja go wykorzystałam, żeby zadbać o siebie. Nie czekałam na okazję, sama ją sobie stworzyłam!
I tego samego życzę też Tobie. Nie czekaj na lepsze czasy – żyj!
Chcesz spełnić swoje marzenie, spełniaj! Chcesz wybudować dom, buduj! Chcesz zmienić pracę, zrób to! Nie czekaj na odpowiedni moment, to jest ten moment.
Życie nie będzie na Ciebie czekać, a czas wcale się nie spieszy.
4 komentarze
No pięknie, Agusiu!!!
Cieszę się, że się ze mną zgadzasz 🙂 Pozdrawiam Was serdecznie i mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce 🙂
Piekny opis:) mam nadzieję że kiedyś tam się wybiorę, pozdrawiam
Dziękuję Marku 🙂 Bardzo polecam Karaiby. Dla mnie to za każdym razem nie tylko urlop, ale i terapia sprowadzająca mnie na ziemię 😉 Pozdrawiam Cię serdecznie i jesteśmy w kontakcie.