We wrześniu 2012 wspólnie z mężem postanowiliśmy odciąć się od lądowego życia, przenieść na jacht i odpłynąć.
Skąd taka decyzja?
Jeśli czytasz mojego bloga to może pamiętasz wpis „Ja nie jestem mamą. A Ty?”. To artykuł o mnie, kobiecie, która nie została matką.
Wcale się nie poddałam. Po kilku latach walki o potomstwo świadomie zrezygnowałam. Moje ciało i dusza przemówiły – Ty też jesteś ważna! Wolno Ci uwolnić się od własnych oczekiwań i oczekiwań innych.
A odpuszczenie jest najlepszą rzeczą, jaką możesz dla siebie zrobić (w tym przypadku).
A odpuszczenie jest najlepszą rzeczą, jaką możesz dla siebie zrobić (w tym przypadku).
Lina asekuracyjna
Na początku myślałam, że sięgnę do apteczki po plaster i zakleję nim tę czarną dziurę, w której tkwiłam.
Raz, dwa i po sprawie. Ale to było naiwne myślenie.
To ode mnie zależało czy uda mi się wyjść na powierzchnię, tam, gdzie świeci słońce I …udało się!
Ktoś rzucił mi linę, po której mogłam po woli wspinać się do góry, jeszcze ktoś dopingował, kiedy w połowie spadałam w dół. Był ktoś, kto po prostu był i przytulał…
Kiedy stałam już jedną nogą na powierzchni otrzymałam nagrodę. Propozycję, która odmieniła moje i nasze życie.
Raz, dwa i po sprawie. Ale to było naiwne myślenie.
To ode mnie zależało czy uda mi się wyjść na powierzchnię, tam, gdzie świeci słońce I …udało się!
Ktoś rzucił mi linę, po której mogłam po woli wspinać się do góry, jeszcze ktoś dopingował, kiedy w połowie spadałam w dół. Był ktoś, kto po prostu był i przytulał…
Kiedy stałam już jedną nogą na powierzchni otrzymałam nagrodę. Propozycję, która odmieniła moje i nasze życie.
Zza biurka za ster
Byliśmy z mężem pewni, że potrzebujemy radykalnej zmiany. Na horyzoncie pojawiła się okazja przejęcia długo nieużywanego i zarośniętego małżami jachtu.
Potrzeba porzucenia wszystkiego na pewien czas i spojrzenia na życie z zupełnie innej perspektywy była tak silna, że bez wahania zdecydowaliśmy się go uruchomić.
Rzuceni na głęboką wodę nie mieliśmy jeszcze pojęcia co nas czeka.
Potrzeba porzucenia wszystkiego na pewien czas i spojrzenia na życie z zupełnie innej perspektywy była tak silna, że bez wahania zdecydowaliśmy się go uruchomić.
Rzuceni na głęboką wodę nie mieliśmy jeszcze pojęcia co nas czeka.
Reaktywacja jachtu
Jacht, a właściwie katamaran stał zacumowany w Hiszpanii – 2462 km. od Krakowa. Remont, a przede wszystkim czyszczenie w ogóle nas nie odstraszyło. Katamaran był po prostu piękny, ba, miłość od pierwszego wejrzenia.
A miłość dodaje odwagi.
Żeby go uruchomić potrzebne były dodatkowe ręce do pracy, części ….i determinacja. Pozytywne było to,
że jacht był zadbany w środku i mogliśmy na nim mieszkać.
A miłość dodaje odwagi.
Żeby go uruchomić potrzebne były dodatkowe ręce do pracy, części ….i determinacja. Pozytywne było to,
że jacht był zadbany w środku i mogliśmy na nim mieszkać.
Nasz nowy dom stał długo w słonej morskiej wodzie. A jacht kiedy stoi zamiast pływać obrasta wszelkiego rodzaju glonami i skorupiakami. Żeby ocenić w jakim naprawdę jest stanie konieczne było wyciągnięcia go
z wody. Ten katamaran był szeroki i nie łatwo było znaleźć miejsce, w którym specjalnym dźwigiem wyciąga się tego rodzaju jednostki z wody i jednocześnie, żeby nie kosztowało to fortunę.
Determinacja przełożyła się na kreatywność mojego męża. Zaprojektował balon, który miał unieść katamaran tuż nad powierzchnię wody. Na tyle, by go wyczyścić, uruchomić płetwy sterowe i śruby. Znaleźliśmy w Polsce firmę, która podjęła się wyprodukować naszą „parówę” – bo tak nazwaliśmy nasz balon.
z wody. Ten katamaran był szeroki i nie łatwo było znaleźć miejsce, w którym specjalnym dźwigiem wyciąga się tego rodzaju jednostki z wody i jednocześnie, żeby nie kosztowało to fortunę.
Determinacja przełożyła się na kreatywność mojego męża. Zaprojektował balon, który miał unieść katamaran tuż nad powierzchnię wody. Na tyle, by go wyczyścić, uruchomić płetwy sterowe i śruby. Znaleźliśmy w Polsce firmę, która podjęła się wyprodukować naszą „parówę” – bo tak nazwaliśmy nasz balon.
Nie jesteś sama
Po gruntownej analizie co tak naprawdę było do zrobienia wystosowaliśmy apel do rodziny i przyjaciół: Help!
Potrzebowaliśmy fachowców i rąk do pracy. Nie na wszystkim się znaliśmy, ale przede wszystkim wiedzieliśmy, że nie jesteśmy samowystarczalni.
I kolejny raz przekonałam się , że nie jestem sama. Zgłosili się ludzie z pozytywnym nastawieniem i wiarą w nas. Balon też się sprawdził! Nienapompowany zanurzaliśmy pod kadłuby jachtu i pompując w niego powietrze powoli unosiliśmy kadłub do góry. A jacht ważył ponad 20 ton!
Po kilku miesiącach intensywnych prac byliśmy gotowi do podróży. Czułam ogromną wdzięczność i zaczęłam prawdziwie czerpać przyjemność z życia i ludzi. Bo cytując za J. M. Lawrence, najważniejsze w życiu jest nie to, co posiadamy, lecz kogo spotykamy.
Potrzebowaliśmy fachowców i rąk do pracy. Nie na wszystkim się znaliśmy, ale przede wszystkim wiedzieliśmy, że nie jesteśmy samowystarczalni.
I kolejny raz przekonałam się , że nie jestem sama. Zgłosili się ludzie z pozytywnym nastawieniem i wiarą w nas. Balon też się sprawdził! Nienapompowany zanurzaliśmy pod kadłuby jachtu i pompując w niego powietrze powoli unosiliśmy kadłub do góry. A jacht ważył ponad 20 ton!
Po kilku miesiącach intensywnych prac byliśmy gotowi do podróży. Czułam ogromną wdzięczność i zaczęłam prawdziwie czerpać przyjemność z życia i ludzi. Bo cytując za J. M. Lawrence, najważniejsze w życiu jest nie to, co posiadamy, lecz kogo spotykamy.
Dom jest tam gdzie zaczyna się twoja historia
Na początku października 2012 wyruszyliśmy w podróż z Morza Śródziemnego przez Atlantyk na Karaiby. Październik to dobry czas na rozpoczęcie żeglugi. Wieją wtedy bardzo przychylne wiatry – pasaty, które pchają nas wprost na Małe Antyle.
Cumy rzucone i odpływamy. Wszystkie smutki i rozterki zostawiam na lądzie.
Przede mną pierwszy cel: Gibraltar. Potem na rozgrzewkę Madera, Wyspy Kanaryjskie i Wsypy Zielonego Przylądka (Cabo Verde).
A z Cabo już bezpośrednio na Karaiby.
A z Cabo już bezpośrednio na Karaiby.
Docierały do mnie różne oceny mojej decyzji. Większość cieszyła się i gratulowała mi odwagi.
Byli jednak też tacy, którzy uważali decyzję „porzucenia domu” za niedojrzałą. Określając życie na jachcie jako „cygańskie” – odpowiednie dla studentów a nie dorosłych ludzi.
Nie zamierzałam dyskutować. Moją jedyną reakcją były słowa T. Pratchetta: Wyjeżdżam, żebym mogła wrócić, żebym mogła zobaczyć to miejsce, z którego przybyłam, nowymi oczami i w nowych kolorach.
Ten wpis – a właściwie wstęp do cyklu opowieści o życiu na jachcie – dedykuję mężowi, rodzinie i przyjaciołom.
Leave a reply